Can I live?
Can I make money motherfucker? (Yeah)
Is that alright wit'chu? (No doubt)
Can I travel? (Word, Skull and Bones)
Can I have a nice motherfuckin car? (Hell yeah)
Thank you (KnowhatI'msayin)
Is that alright wit'chu? (No doubt)
Can I travel? (Word, Skull and Bones)
Can I have a nice motherfuckin car? (Hell yeah)
Thank you (KnowhatI'msayin)
Saturday, March 19, 2016
(76) Urlop
W skrócie - urlop. Zatem odpoczynek przez 2 tygodnie. Czyli też brak aktualizacji przez najbliższy czas. Do kolejnego razu - prawdopodobnie gdzieś w okolicach 8-10 kwietnia.
Sunday, March 13, 2016
(75) Another Brick In The Wall - Pink Floyd
We don't need no thought control
No dark sarcasm in the classroom
Teachers leave them kids alone
Hey teacher leave them kids alone
All in all it's just another brick in the wall
All in all you're just another brick in the wall
Dziś krótko i rzeczowo. Tematem będzie edukacja. Co to właściwie jest? Wg Wikipedii jest to pojęcie związane z rozwojem umysłowym i wiedzą człowieka. Ma różne znaczenia - za Wikipedią podam 4.
1 - proces zdobywania wiedzy, polegający na zdobywaniu wiedzy w szkole lub poza nią
2 - pojęcie używane dla określenia stanu wiedzy danej osoby lub grupy
3 - wychowanie (głównie pod względem umysłowym), wykształcenie, nauka,
4 - kształcenie, ogół czynności i procesów mających na celu przekazywanie wiedzy, kształtowanie określonych cech i umiejętności.
Ale dość tych definicji. Każdy z nas miał styczność z edukacją. Znam nawet osoby co nawet nie ukończyły podstawówki, ale zaliczyły kilka klas (i to rówieśnika a nie kogoś z pokolenia dziadków gdy ich lata szkolne przypadły na wojnę). Większość moich znajomych ma ukończone studia wyższe. Kilku ma albo jest w trakcie doktoratu. Często słyszę krytykę systemu edukacji. Znam go jako uczeń, ale też z tej drugiej strony jako praktykant/korepetytor czy z informacji od znajomych którzy są nauczycielami. Tylko uważam że krzywdzące jest zwalanie całej winy za złą edukację na nauczycieli. Otóż efektywność edukacji nie tylko zależy od nauczyciela. Dużo też zależy od ucznia. Ale każdy ma jakieś talenty. Ale to wcale nie oznacza że jest się zajebistym we wszystkim. Ale dość tych dywagacji. Teraz o mnie i mojej edukacji.
Na początek zerówka - czy czegoś się nauczyłem? Cóż podobała mi się w niej jedna koleżanka - i to dlatego że potrafiła czytać (pozdro Aldona). Ale nie pamiętam kiedy ja się nauczyłem płynnie czytać. Jak już zacząłem to zmieniło mnie to na zawsze ale to na inny wpis historia. Potem podstawówka - tu osiągnięcie poziomu 2 ucznia w klasie. Dokładniej to 1 miejsce miała koleżanka (pozdro Patrycja), która nawet była młodsza o rok. Więc byłem pierwszym chłopakiem pod względem ocen. I obojętnie jak się starałem zawsze to miejsce miałem. I chyba mi tak zostało staram się tylko o 1 miejsce - a o 2 to już mi nie zależy bo i tak je mam nie kiwając nawet palcem. Najlepiej szło mi z przedmiotami ścisłymi ale też i z historią. W 8 klasie nawet doszedłem do wojewódzkiego etapu w olimpiadzie historycznej. A poza szkołą - sporo wiedzy na temat komputerów (zabawne bo nie miałem kompa - a gdy już się pojawił pod strzechą w liceum to brat przejął pałeczkę) oraz gra na skrzypcach. Potem liceum (tak jestem tym dinozaurem którego minęło gimnazjum). Tutaj szybko spadłem na koniec klasy pod względem ocen. Choć część nauczycieli jakoś temu nie dawało wiary jak i część znajomych (pozdro Damian). Ale pod koniec już się powoli wybijałem w tym co lubię. Choć wielu było lepszych to jakoś pokazałem że jestem dobry w matmie, fizyce, chemii, historii itd. Tu dotarło do wielu że oceny to nie wszystko. Czasem to nie wiedza ale preferencje nauczyciela czy szczęście/pech decydują jak cię oceniają. Poza szkołą to na maksa rozwój mojego hobby. I co najważniejsze poznanie prawdziwych przyjaciół (pozdro Daniel, Krzysiek i Łukasz). A i pierwsze dawanie korków - pierw z fizyki a potem z matmy. Potem czas na studia. Tu poznanie najlepszych koleżanek (pozdro Ania, Ania, Emilia, Agnieszka, Kasia, Iza - i jeszcze więcej). Bo już mi tak zajebiście nie szło. Ale i tak wciąż uważam to za najlepszy okres mojego życia. To czas gdy rozwaliłem swoje kompleksy. To wtedy już jakoś złapałem równowagę w swoim życiu. I już mi zostało. Szkoły dały sporo wiedzy, ale większy wpływ na mój stan wiedzy raczej miały książki spoza kanonu edukacji, sytuacje które przeżyłem jak i te które wydarzyły się w moim otoczeniu (tzw wyciąganie wniosków z błędów innych). Czy zatem edukacja nie jest nam potrzebna? Bez niej nie wiedzielibyśmy wielu rzeczy - i nie wykształcilibyśmy sposobu przyswajania informacji i ich wykorzystywania - w sytuacjach typowych jak i nie typowych. Zatem czy sama edukacja wystarczy? Nie do tego musimy jeszcze przeżyć swoje, zdobyć własne doświadczenia. To co wiemy i jak inteligentni jesteśmy to cecha wypadkowa naszych wrodzonych predyspozycji jak i nauczycieli którzy nas uczyli oraz naszych doświadczeń życiowych. Podsumowując - mimo ze zacząłem edukację od szczytów a skończyłem bliżej dna to i tak każdy uważa mnie za inteligentną osobę (nawet jak robię z siebie idiotę:P ). Nie pytajcie się mnie jak to zrobiłem.
Ale dość tych definicji. Każdy z nas miał styczność z edukacją. Znam nawet osoby co nawet nie ukończyły podstawówki, ale zaliczyły kilka klas (i to rówieśnika a nie kogoś z pokolenia dziadków gdy ich lata szkolne przypadły na wojnę). Większość moich znajomych ma ukończone studia wyższe. Kilku ma albo jest w trakcie doktoratu. Często słyszę krytykę systemu edukacji. Znam go jako uczeń, ale też z tej drugiej strony jako praktykant/korepetytor czy z informacji od znajomych którzy są nauczycielami. Tylko uważam że krzywdzące jest zwalanie całej winy za złą edukację na nauczycieli. Otóż efektywność edukacji nie tylko zależy od nauczyciela. Dużo też zależy od ucznia. Ale każdy ma jakieś talenty. Ale to wcale nie oznacza że jest się zajebistym we wszystkim. Ale dość tych dywagacji. Teraz o mnie i mojej edukacji.
Na początek zerówka - czy czegoś się nauczyłem? Cóż podobała mi się w niej jedna koleżanka - i to dlatego że potrafiła czytać (pozdro Aldona). Ale nie pamiętam kiedy ja się nauczyłem płynnie czytać. Jak już zacząłem to zmieniło mnie to na zawsze ale to na inny wpis historia. Potem podstawówka - tu osiągnięcie poziomu 2 ucznia w klasie. Dokładniej to 1 miejsce miała koleżanka (pozdro Patrycja), która nawet była młodsza o rok. Więc byłem pierwszym chłopakiem pod względem ocen. I obojętnie jak się starałem zawsze to miejsce miałem. I chyba mi tak zostało staram się tylko o 1 miejsce - a o 2 to już mi nie zależy bo i tak je mam nie kiwając nawet palcem. Najlepiej szło mi z przedmiotami ścisłymi ale też i z historią. W 8 klasie nawet doszedłem do wojewódzkiego etapu w olimpiadzie historycznej. A poza szkołą - sporo wiedzy na temat komputerów (zabawne bo nie miałem kompa - a gdy już się pojawił pod strzechą w liceum to brat przejął pałeczkę) oraz gra na skrzypcach. Potem liceum (tak jestem tym dinozaurem którego minęło gimnazjum). Tutaj szybko spadłem na koniec klasy pod względem ocen. Choć część nauczycieli jakoś temu nie dawało wiary jak i część znajomych (pozdro Damian). Ale pod koniec już się powoli wybijałem w tym co lubię. Choć wielu było lepszych to jakoś pokazałem że jestem dobry w matmie, fizyce, chemii, historii itd. Tu dotarło do wielu że oceny to nie wszystko. Czasem to nie wiedza ale preferencje nauczyciela czy szczęście/pech decydują jak cię oceniają. Poza szkołą to na maksa rozwój mojego hobby. I co najważniejsze poznanie prawdziwych przyjaciół (pozdro Daniel, Krzysiek i Łukasz). A i pierwsze dawanie korków - pierw z fizyki a potem z matmy. Potem czas na studia. Tu poznanie najlepszych koleżanek (pozdro Ania, Ania, Emilia, Agnieszka, Kasia, Iza - i jeszcze więcej). Bo już mi tak zajebiście nie szło. Ale i tak wciąż uważam to za najlepszy okres mojego życia. To czas gdy rozwaliłem swoje kompleksy. To wtedy już jakoś złapałem równowagę w swoim życiu. I już mi zostało. Szkoły dały sporo wiedzy, ale większy wpływ na mój stan wiedzy raczej miały książki spoza kanonu edukacji, sytuacje które przeżyłem jak i te które wydarzyły się w moim otoczeniu (tzw wyciąganie wniosków z błędów innych). Czy zatem edukacja nie jest nam potrzebna? Bez niej nie wiedzielibyśmy wielu rzeczy - i nie wykształcilibyśmy sposobu przyswajania informacji i ich wykorzystywania - w sytuacjach typowych jak i nie typowych. Zatem czy sama edukacja wystarczy? Nie do tego musimy jeszcze przeżyć swoje, zdobyć własne doświadczenia. To co wiemy i jak inteligentni jesteśmy to cecha wypadkowa naszych wrodzonych predyspozycji jak i nauczycieli którzy nas uczyli oraz naszych doświadczeń życiowych. Podsumowując - mimo ze zacząłem edukację od szczytów a skończyłem bliżej dna to i tak każdy uważa mnie za inteligentną osobę (nawet jak robię z siebie idiotę:P ). Nie pytajcie się mnie jak to zrobiłem.
Monday, March 7, 2016
(74) Smells Like Teen Spirit - Nirvana
Zdjęcie sprzed 4 lat. Jeszcze z 2 na przedzie wieku a nie 3 jak teraz.
Load up on guns, bring your friends
It's fun to lose and to pretend
She's over bored and self assured
Oh no, I know a dirty word
I'm worse at what I do best
And for this gift I feel blessed
Our little group has always been
And always will until the end
Nie wyłamuje się mojego cyklu. A taka mała ciekawostka - grupa ta stanowiła członka sceny grunge w Seattle. W mieście (a dokładnie okolicach) mają siedziby takie firmy jak Wizards of the Coast oraz Paizo - wydawcy książek które kupuje. Ci pierwsi to twórcy DnD edycji 3.0, 3.5, 4 oraz 5 (oraz przy okazji karcianki Magic the Gathering). A ci drudzy to twórcy Pathfindera.
Hello, hello, hello, how low?
Hello, hello, hello!
Pamiętam jak kiedyś kolega mówił że zawsze można poznać po ubiorze, znajomych itd jakiej ktoś słucha muzyki. Po czym sam szybko dodał ze ja się wyłamuje ze schematów. Bo choć ubieram się czasem jak skate to raczej częściej mam na sobie coś co mnie jednoznacznie nie określa. A co do ludzi z którymi się zadaje - nikt nie słucha teraz z nich rapu. A ciekawi mnie ile z nich/z was sądziło że słucham Nirvany?
With the lights out, it's less dangerous
Here we are now, entertain us
I feel stupid and contagious
Here we are now, entertain us
A mulatto
An albino
A mosquito
My libido
Yeah, hey, yay
Kolejna ciekawostka - gdzieś kiedyś czytałem iż mulatto, albino oraz mosquito to określniki członków zespołu. I jak widać po moim blogu potrzebuje urlopu - by zebrać siły na wszystko. Nawet na interesujące wpisy w blogu. Na zakończenie wyróżnię słówka które często stosuję gdy z kimś rozmawiam.
And I forget just why I taste
Oh yeah, I guess it makes me smile
I found it hard, it's hard to find
Oh well, whatever, never mind
Subscribe to:
Posts (Atom)